Jak zapewne każdy pamięta, jakiś czas temu,
na portalach informacyjnych oraz, w niektórych gazetach lokalnych pojawiły się
informacje, iż miasto a konkretnie straż miejska dostała w dzierżawę specjalistyczny sprzęt, który
montowany na słupach, na których znajdują się sygnalizatory świetlne, będzie
czuwał nad bezpieczeństwem kierowców a także pieszych. Oprócz oczywiście
„wyłapywania” tych, którym się śpieszy i z racji tego przejeżdżają na
„czerwonym”, profesjonalny sprzęt nadzorować będzie także, czy kierowcy mają
zapięte pasy, czy aby nie korzystają z telefonu komórkowego, czy mają dobrany
krawat do koszuli ale także, czy mają zapięty rozporek.
Najistotniejsze w tym wszystkim jest –
oczywiście nie to, czy jest to potrzebne – ale to, w jakim tak naprawdę celu
zostało to zamontowane właśnie teraz, w momencie, w którym miasto przeżywa
załamanie finansowe i czy aby na pewno ma to być DLA BEZPIECZEŃSTWA, a nie
tylko dla podreperowania miejskiej kasy. Oczywiście wszyscy z komendantem
straży miejskiej na czele, mówią, że to tylko po to, aby kierowcy w mieście
mogli czuć się bezpiecznie. Oczywiście to „bujda na resorach”. Dlaczego?
Problemy z bezpieczeństwem na drogach to
problem GLOBALNY Czyli dotyczy praktycznie całego kraju. Polscy
kierowcy jeżdżą bardzo agresywnie, nieprzewidywalnie, brawurowo, są w ciągłym
pośpiechu i bardzo rzadko tak naprawdę dostosowują swoją jazdę do przepisów czy
znaków stojących przy drogach. Pozwolę sobie zadać pytanie: Czy jest wśród nas
ktoś, kto mając prawo jazdy i jest aktywnym kierowcą, nie złamał przepisów?
Z racji faktu, iż problem bezpieczeństwa - a
raczej jego braku – na polskich drogach, jest problemem ogólnopolskim, nikt
inny, poza centralą czyli Rządem nie może spowodować, ażeby sytuacja ta uległa
poprawie. Jak zapewne każdy wie, Rząd na tych łamiących przepisy zarabia, toteż
tak naprawdę nie jest im na rękę ażeby z tym problemem walczyć. Równie dobrze,
mogliby – w imię walki z palaczami – zabronić sprzedaży papierosów. Czy to
zrobią? Oczywiście, że nie bo akcyza (z paliwa, alkoholu i wyrobów tytoniowych)
to podstawa budżetu!
To samo tyczy się policji czy innych służb
mundurowych, które strzegą porządku m.in. na drogach. Ani policja, ani straż
miejska, ani inspektorzy transportu drogowego, ani żadna inna służba, mimo, iż
może chce ale ma konkretne zadanie:
Wyłapywać tych, którzy łamią przepisy po to, ażeby płacili mandaty, które
kolejni ministrowie finansów z radością „zaklepują” w rubryczce wpływó.w.
Taka sama sytuacja jest w Siemianowicach.
Zamontowany system wideorejestratorów o uroczej nazwie ISKIP, ma służyć PRZEDE
WSZYSTKIM po to, ażeby zarabiać na dziurę budżetową powstałej na skutek słabej
polityki lokalnych władz (i dlatego właśnie dostała ten sprzęt straż
miejska, ponieważ wpływy z mandatów wystawianych z rąk policji nie trafiają
bezpośrednio
i w całości do budżetów miast, a do budżetu centralnego), a dopiero w drugiej kolejności mają w jakimś stopniu przyczynić się do tego, żeby nie przejeżdżać „na czerwonym”, mieć zapięte pasy, nie rozmawiać przez telefon i zapinać rozporek.
i w całości do budżetów miast, a do budżetu centralnego), a dopiero w drugiej kolejności mają w jakimś stopniu przyczynić się do tego, żeby nie przejeżdżać „na czerwonym”, mieć zapięte pasy, nie rozmawiać przez telefon i zapinać rozporek.
Nie twierdzę, że to jest całkowicie bez
sensu, nie twierdzę także, że to niepotrzebne. Owszem, przy tak skonstruowanym
kodeksie ruchu drogowego, przy tak niebezpiecznej jeździe oraz przy braku
dobrej woli rządzących naszym krajem, ażeby reformować i rzeczywiście walczyć
z problemem bezpieczeństwa na drogach –
jest to w miarę dobre rozwiązanie, ale niestety – główny cel to „łupienie”
obywatela. Nie bez przyczyny przecież Minister Finansów – Jacek Rostowski, w
budżecie na rok 2013 wpisał w pozycji o nazwie „Wpływy z mandatów” 1,500,000,000zł (półtora miliarda złotych) co w
przeliczeniu na liczbę kierowców, wynosi ok. 1250zł na KAŻDEGO poruszającego
się samochodem.
Jest wiele możliwości, aby poprawić sytuację
i aby kierowcy zaczęli jeździć bezpieczniej, natomiast nic nam z dywagacji na
ten tema. Dopóki każdy kolejny rząd czy władze lokalne wydają więcej pieniędzy
niż są w stanie zebrać z podatków, dopóty NIKT nie ma w interesie walczyć o to, aby polskie drogi były
bezpieczne a kierowcy bardziej stosowali się do przepisów. Póki co, każdy kto próbuje wmówić i tylko tego się
trzyma – a tak zazwyczaj jest -, że montowanie tysięcy kamer i milionów
fotoradarów ma być po to, żeby jeździło się bezpiecznie, jest zwykłym oszustem.